Na początku lutego Mark-26, zapewne mieszkaniec Marek, na internetowym forum zapytał o nasze odczucia, dotyczące kryzysu. Zapachniało optymizmem!
„Ja ze swojej strony powiem, że uważam to za lekką propagandę. Pracuję w firmie, która cały czas zatrudnia ludzi i świetnie sobie radzi w przemyśle meblowym na polskim rynku. Nie dalej jak trzy miesiące temu umówiłem się z czterema pracodawcami (też branża meblowa) na rozmowę rekrutacyjną w sprawie pracy, chociaż wcale nie zamierzam zmieniać swojej obecnej. Co ciekawe każdy z pracodawców, z którymi rozmawiałem, skwitował naszą rozmowę: to od kiedy może pan u nas zacząć? Czy to nie dziwne, że w dobie tego światowego kryzysu cztery spotkania w sprawie pracy wypadły pozytywnie i wszyscy mnie chcieli przyjąć do pracy?” – pisze Mark-26.
Jeszcze inaczej widzi sprawę kryzysu uszaga.
„Wiele firm korzysta z niego, używając jako usprawiedliwienia wszelakich działań. Zwalniają pracowników tłumacząc to kryzysem, nie dostarczają w terminie zamówionych towarów i tym podobne. Nie zawsze przyczyną tego jest kryzys. Nie twierdzę, że tak jest we wszystkich przypadkach. Jednak na pewno w wielu jest to wygodna wymówka. Szkoda tylko tych ludzi, którzy padają ofiarą tej propagandy” – kwituje uszaga.
Trzy grosze dorzuca też akukulator.
„Pod marketem nie zaparkujesz w powszedni dzień nawet w godzinach pracy. Na drogach stary samochód to już sensacja. To gdzie ten kryzys?” – pyta.
A ja odpowiadam – za miedzą. Nie dalej niż dziewięć miesięcy temu byłem optymistą. Kiedy czytałem ostrzeżenia amerykańskich noblistów, że finansowa zaraza z USA rozleje się po całym świecie, kwitowałem je z przymrużeniem oka. Nie, taki scenariusz nie jest możliwy nad Wisłą – myślałem. Mina zaczęła mi rzednąć, gdy zaczęły napływać informacje z krajów Unii Europejskiej, które odbierają gros naszego eksportu. Ich gospodarki coraz bardziej zwalniały, aż wreszcie doszły do momentu, gdy dynamika Produktu Krajowego Brutto (mierzącego wzrost lub spadek) stała się ujemna. Słowo recesja stało się faktem. Wiara, że będziemy wyspą szczęśliwości na wzburzonym oceanie, topniała z każdą chwilą, z każdą złą informacją biegnącą z rodzimych firm. Zwalniają tak znane firmy jak ArcelorMittal (śląskie huty stali), Krosno (producent szkła) czy – z mojej branży – Agora (wydawca „Gazety Wyborczej”). Po łapach dostaje motoryzacja. Gliwicki Opel zaczął cięcia kadrowe, robi to Wielton (producent naczep), a żerańskie FSO stoi przed taka samą koniecznością. Brak zamówień odczuwają już dostawcy komponentów motoryzacyjnych. Aż strach pomyśleć co będzie z mareckim Fomarem, producentem klocków hamulcowych…
Dwa tygodnie temu, z ciekawości, zadzwoniłem do radzymińskiej filii wołomińskiego urzędu pracy, która odpowiada za teren Marek. Byłem ciekaw, czy któraś mareckich firm zgłosiła zamiar zwolnień grupowych. Odetchnąłem z ulgą, gdy usłyszałem, że nikt tej procedury nie sygnalizował. To jednak nie znaczy, że zwolnień jako takich będzie.
Ale w tej powodzi złych wieści nie można dać się zwariować. Pośród krajów unijnych jesteśmy jednym z niewielu państw, gdzie gospodarka w tym roku ma szansę rosnąć, a nie kurczyć się. Wiele zależy od nas – tak, właśnie od przeciętnego Kowalskiego. Jednym z motorów naszej gospodarki ma być tzw. konsumpcja wewnętrzna, czyli w uproszczeniu to, co na co dzień wydajemy. Jeśli więc mamy finansowe możliwości i planujemy większe wydatki w tym roku, nie rezygnujmy z nich. Jak mawiały nasze babcie, małe wody kropelki tworzą ocean wielki. Dobry przykład dał mój marecki sąsiad, który zamówił ekipę i dziś zafundował sobie nową balustradkę. Ja też z pełną premedytacją dokończę prace, związane z moim lokum. Powinienem zrobić dobry interes, bo tegoroczne stawki za robociznę i materiały będą niższe niż te, które proponowano mi dwa lata temu.
Kryzys dostrzegają nawet włodarze naszego miasta. Burmistrz Werczyński zapewnia, że „przy tworzeniu tegorocznego budżetu brane były pod uwagę możliwe dla gminy efekty spowolnienia gospodarczego, zarówno w aspekcie mniejszych dochodów związanych z udziałem w podatku dochodowym jak i możliwych mniejszych kosztów inwestycji budowlanych”.
– Ponieważ budżet miasta można zmieniać w trakcie roku dokonujemy bieżącej obserwacji sytuacji finansowej i bierzemy pod uwagę możliwość korekty budżetu w trakcie roku – dodaje dyplomatycznie Janusz Werczyński.
Mam nadzieję, że burmistrz ma świadomość, że wiele zależy od niego i radnych. W tym roku inwestycyjną pałeczkę od firm przejmą państwo (budowa dróg) i samorządy. W czasach, gdy przedsiębiorstwa tną wydatki gdzie się da i jak się da, to instytucje publiczne – jako jedyne – mogą mocniej potrząsnąć sakiewką. Na poziomie Marek kluczem byłoby przyspieszenie prac nad budową kanalizacji sanitarnej. Marzy mi się, że dzięki unijnej pomocy (to drugi napęd naszej gospodarki w trudnych czasach) raz po raz Wodociąg Marecki zacznie ogłaszać przetargi, których bezpośrednimi i pośrednimi beneficjantami będą i obywatele naszego miasta, i mareckie firmy.
Zatem Panowie, do roboty. „I spokojnie! Nie dajmy się zwariować!” – pisze edu-arda. Święte słowa
Tadeusz_1972
PS. Dzięki pomocy mojej siostry udało mi się skrócić nazwę domeny. Od tej pory można też mnie znaleźć pod jestemzmarek.pl