Nie tak dawno miałem przyjemność rozmawiać z profesorem Pawłem Swianiewiczem, doradcą prezydenta ds. samorządów. Powiedział o ciekawej różnicy między kampaniami wyborczymi do samorządu w Polsce i na zachodzie. Podstawowa to taka, że nad Wisłą kandydaci prześcigają się w obiecywaniu inwestycji, na zachodzie – w obietnicach lepszego świadczenia usług przez samorządy. Przypomniałem sobie ten wątek rozmowy, gdy przeczytałem list, który znalazł się w miejskim systemie pytań i odpowiedzi:
Dzień dobry. Wczoraj miałem wątpliwą przyjemność odbioru nowego dowodu osobistego jako nowy mieszkaniec Marek. Odwiedziłem po raz drugi Urząd Miasta w w/w sprawie, a wczorajsze zachowanie urzędniczki przypominało scenariusz z filmu Barei. A mianowicie oczekując wczoraj o godz. 17.10 na odbiór dowodu osobistego wchodząc jako kolejny interesant nagle przede mnie wepchnęła się pani z pokoju 34- urzędu stanu cywilnego i kazała mi czekać, bo ma sprawę służbową. Odpowiedziałem tej Pani, że ja też czekam, a w samochodzie jest moja żona w ciąży, lecz mnie zignorowano. Poczułem się jak mały „Jaś” w szkole i musiałem czekać. Jak widać dla pań pracujących w UM ich interesy są najważniejsze petent może poczekać. Te czasy dawno minęły!!!!! (…) Taki pracownik nadaje się co najwyżej do sprzątania w UM, a nie do pracy i obsługi petentów. Obraz, jaki owi pracownicy tworzą stanowi, jak jest postrzegany nasz Urząd Miasta, a póki co wypada on marnie. Nasz burmistrz zachęca do zameldowania się lub zgłoszenia pobytu w Markach, aby miasto miało większe wpływy do kasy miejskiej. Ale po co? Aby natknąć się grupę niedouczonych osób, które dyktują swoje warunki? Lepiej płacić tam podatki, gdzie miło i fachowo można załatwić swoją sprawę. Szkoda marnować nasze pieniądze na bezużytecznych urzędników, a tym samym miasto które w swoim zachowaniu zostało w PRL. Czy trzeba urzędników uczyć, że UM jest dla mieszkańców? Po takim traktowaniu człowiek zastanawia się: czy nie lepiej było zostać przy wcześniejszym meldunku, gdzie nigdy nic takiego nie miało miejsca. Rozgoryczony nowy mieszkaniec Marek
Bogdan
Jestem dziennikarzem. To relacja jednej strony. Nie znamy relacji drugiej i dlatego zawodowo zachowuję do tego wpisu pewien dystans. Coś musi jednak być na rzeczy, bo to nie pierwszy sygnał, że pracownikom urzędu miasta przydałoby się szkolenie z obsługi klienta. Cieszy zatem deklaracja pani Elżbiety Jurczyk, nowej sekretarz miasta, że sytuacja zostanie zweryfikowana i wyjaśniona. I dodałbym: a wnioski wyciągnięte.
Ps. Wracając jeszcze na chwilę do rozmowy z profesorem Swianiewiczem jestem przekonany, że za cztery lata w wyborach samorządowych w Markach ważniejsze będą jednak inwestycje…
kasia_de said:
ja miałam też fajną sytuację jak odbierałam dowód 🙂
kiedy składa sie wniosek, dostaje się taką karteczkę- „odcinek” z większej karty, z którym potem odbiera się dowód. Ja nie dostałam, ba, nie wiedziałam, ze mam dostać 🙂
Przychodzę odebrać dowód, pani pyta o karteczkę. Nie mam. Bez karteczki nie wyda. Mówię, że nic nie dostałam. Pani mnie beszta, jak małą dziewczynkę, że to niemożliwe, i że mam iść do domu poszukać. W zasadzie teraz się z tego śmieję, ale tak mnie zbiła z tropu, ze faktycznie poszłam do domu szukać czegoś, czego nie dostałam 🙂
Wracam do urzędu, pani swoje: potrzebna karteczka. Proszę, zeby sprawdziła chociaż, czy ten dowód już jest. Zagląda w koszulkę czy teczkę z moimi dokumentami i … bingo! nieszczęsna karteczka wisi sobie nieoderwana od reszty 🙂
czyli jednak jej nie dostałam składając wniosek 🙂
pytanie za sto punktów: czy ktoś mnie przeprosił za niepotrzebne chodzenie w tę i z powrotem do urzędu i zrobienie ze mnie kretynki? 😉
Luśka said:
O nieudolności pracowników łatwo się przekonać czytając odpowiedzi na listy czytelników. Dwukrotnie poruszałam sprawę niedrożności kanału melioracyjnego i za każdym razem otrzymywałam niekompetentne odpowiedzi.