Z dużym zaciekawieniem przeczytałem niedzielny wpis Marcina Piotrowskiego, szefa rady miasta. Dotyczy sprawy rewolucji śmieciowej, czyli ustawy, dzięki której gmina przejmie władztwo nad naszymi śmieciami. To w jej kasie będziemy uiszczać pieniądze za wywóz nieczystości.
Na blogu przewodniczącego znalazła się ciekawa symulacja. Otóż realny koszt na jednego mieszkańca wyniesie 12-14 zł miesięcznie. Jeśli tę wyższą kwotę przemnożymy przez liczbę obywateli Marek (dajmy na to 25 tys.), wychodzi 350 tys. zł miesięcznie dochodu po stronie miasta. Oczywiście nie jest to zysk – miasto musi wybrać firmę, która fizycznie wywiezie śmieci, a która potem wystawi samorządowi fakturę VAT. Miejska marża z pewnością będzie minimalna. Myślę, że cały projekt może trafić na… barierę ludzkiej nieuczciwości.
Żeby było jasne – ten problem dotyczy wszystkich samorządów w Polsce. Gmina będzie wystawiać makowianom rachunki. Ilu mieszkańców uzna, że ta usługa jest „bezpłatna” i wyrzuci rachunek do kosza? Oby jak najmniej. Jeśli jednak będzie odwrotnie, miasto będzie miało kłopot z windykacją (brr, okropne słowo).
To może być także problem dla tych, którzy uczciwie zamierzają płacić rachunki. Po jakimś czasie może się okazać, że trzeba będzie podnieść stawki – tak, żeby ci uczciwi ponieśli ciężar wywozu WSZYSTKICH śmieci. Czego sobie i wszystkim moim sąsiadom nie życzę.
Robert said:
Tak, zgoda windykacja to wstrętne słowo. Ale jeszcze wstrętniejsze są śmieci w lasach. Po wprowadzeniu tej zmiany, przynajmniej wiadomo będzie kogo należy ścigać za nie zapłacone rachunki. Łapanie lasowych śmieciarzy jest dużo trudniejsze. Chodząc po lesie w któryś niedzielny poranek pomyślałem czy nie było by skuteczne instalowanie w budkach dla ptaków, minikamer z czujnikami ruchu. Oczywiście w miejscach najczęściej odwiedzanych przez leśnych śmieciarzy. Byłem dumny ze swego odkrywczego pomysłu, dopóki nie przeczytałem gdzieś w prasie, że takie pomysły wdrożyły niektóre gminy. Skutek był różny ale w każdym przypadku nagrano kilku delikwentów i wymierzono im mandaty (śmieszne bo śmieszne, ale zawsze coś).
Marcin Piotrowski said:
Drodzy Forumowicze, powiem szczerze że bardzo wnikliwie minitorowałem losy ustawy śmieciowej, uważam że skoro każdy z właścicieli otrzyma fakturę z UM za wywóz śmieci to nie liczni będą nie płacić z prostej przyczyny – obecnie nie opłaca się nie płacić – istnieją różne „czarne listy” a za 300 zł już mozna trafić do rejestru. Oczywiście będą zachowania patologiczne, niemniej jednak skoro będzie musiał zapłacić tak czy inaczej to po co wyrzucać w lesie…będziemy bardzo dokładnie przypatrywać się tym zjawiskom…
Dariusz Boryczko said:
Więcej optymizmu, nowy system sprawdził się w Pszczynie. Poniżej wywiad z burmistrzem Pszczyny
„Na nową ustawę nie czekała Pszczyna. Tam od ponad dwóch lat w Pszczynie gospodarowanie odpadami przejęła gmina. Stało się to w drodze referendum. Wcześniej, tak jak w większości gmin, obowiązywał system umowny, polegający na przekazaniu obowiązków w zakresie gospodarki odpadami komunalnymi firmom posiadającym stosowne zezwolenia, które podpisywały bezpośrednie umowy z właścicielami posesji. Zorganizowanym wywozem śmieci stałych objętych było ok. 90 proc. mieszkańców. Jednak częstotliwość wywozów była za rzadka. Należało więc przypuszczać, że: część odpadów wykorzystywana była w gospodarstwach domowych jako opał (np. papier, tektura, tekstylia). Ponadto 10 proc. mieszkańców nie miała umów na odbiór odpadów.
Nowy system zaczął obowiązywać w maju 2008 r. Za wyposażenie zamieszkałych nieruchomości w pojemniki i worki na odpady odpowiedzialna jest firma, która wygrała przetarg. Mieszkańcy zobowiązani są do selektywnej zbiórki odpadów, polegającej na segregowaniu ich na dwie grupy: „odpady suche” i „odpady mokre”. Do worka lub pojemnika na „odpady suche” można wrzucać: opakowania szklane po ich opróżnieniu (słoiki, butelki), butelki plastikowe po napojach (PET), opakowania plastikowe środków spożywczych (po uprzednim umyciu), opakowania plastikowe po chemii gospodarczej, puszki po konserwach, puszki po napojach, różnego rodzaju jednorodne odpady: folie, plastiki, papier, tekturę, metale. Odpady „mokre” (organiczne) zbierane są do pojemnika. Odbiór odbywa się zgodnie z harmonogramem zatwierdzonym przez burmistrza.
Właściciele nieruchomości płacą za wywóz stawkę będącą iloczynem liczby osób zamieszkujących nieruchomość i jednostkowej stawki zryczałtowanej opłaty, która obecnie wynosi 6,20 zł od mieszkańca za miesiąc. System objął wszystkich mieszkańców miasta – ok. 50 300 osób (ok. 9 tysięcy posesji jednorodzinnych i ok. 8 500 bloków). Istotne – poza efektem ekologicznym – jest to, że nowy system jest dla mieszkańców tańszy. Pięcioosobowa rodzina (dane z 2008 r.) w starym systemie płaciła za wywóz śmieci i odbiór odpadów posegregowanych 39 zł miesięcznie. W nowym ta cena wynosi 25 zł.
W 2009 r. firmy wywozowe wywiozły o 94 proc. odpadów więcej niż w 2007 r. (wzrost z 9 800 ton do ok. 19 000 ton). – Tak duża różnica nie wynika wyłącznie z racji większej produkcji śmieci przez mieszkańców. Po prostu objęliśmy wszystkich mieszkańców gminy obowiązkiem wywozu odpadów. Wywozy są częstsze. Mamy większą kontrolę nad strumieniem odpadów przez nich generowanych. Usystematyzowaliśmy zbiórki odpadów wielkogabarytowych, zużytego sprzętu elektrycznego i elektronicznego – mówi burmistrz Skrobol. „
Z. Domolewski (poprzednio-zmylony) said:
Kilka uwag o śmieciach.
W Markach z tym nie jest tak źle. Samochód służb miejskich krąży wszędzie i ci panowie trzeba przyznać robią co mogą, żeby zbierać to co jakiś prostak podrzuci do lasu, czy przy drodze. Przez kilkanaście ostatnich lat jest z tym wręcz znakomicie, biorąc pod uwagę, że w latach osiemdziesiątych i wcześniej w mieście nie było żadnego odbioru śmieci, o czym może starsi radni pamiętają. Tak jest – nie było żadnego odbioru. Stały jakieś zawalone wszystkim metalowe skrzynie zwane „śmietnikami”, oczyszczane raz na rok, czy na pół – z innymi odpadami każdy radził sobie jak mógł, przeważnie zakopując czy paląc. Na wysypisko śmieci w Markach, należące do MPO warszawskiego, mieszkaniec Marek nie miał prawa nic wnieść, czy wyrzucić. Wyrzucano więc wokół, czego nikt nie zbierał. W owym czasie, a był to koniec lat osiemdziesiątych, grupa radnych zgodziła się, by obok wysypiska zlokalizowano potężną hałdę – wysypisko popiołów z elektrociepłowni Żerań. „Eksperci” oznajmili, że nie jest to szkodliwe, no i machina ruszyła. Wtedy kilku miejscowych obywateli – konkretnie dwie osoby, w tym piszący te słowa – postanowiły powstrzymać ten zabójczy dla Miasta pomysł. Zebrano podpisy, zorganizowano akcję i pomysł akceptowany przez wszystkich radnych, całą władzę Miasta, po prostu został utrącony. Inicjatorów walki z ową głupotą władz Miasta, kosztowało to sporo nerwów, pomówień, i trudnymi do przewidzenia konsekwencjami, wszak były to czasy, kiedy głos spitego milicjanta miał wartość większą od głosu kilku obywateli z tytułami choćby doktorskimi. Próbowano straszyć, grozić, ale dzielni obywatele nie dali się i nie tylko nie mamy dzisiaj w centrum kilkudziesięciometrowej hałdy, nie mamy też wysypiska, bo i ono poprzez nacisk obywatelski zostało zamknięte i dość starannie zrekultywowane. Mamy zaś problem poważny: wysypisko przepracowanego azbestu. Ów azbest składowano w pięknym miejscu, niedaleko wysypiska warszawskiego. Jak to wyglądało: wywożono z Polmo w workach ten pyłek i układano warstwami w wykopie, po czym warstwy przysypywano, by ułożyć kolejne. W owym czasie (przez wielu z takim sentymentem wspominanej komuny) o worki było bardzo trudno. Nie można ich było nigdzie kupić. Wielu obywateli zauważywszy, że w wykopie leżą worki, zachodziło tam sobie, wysypywało gdzie się da ich zawartość, otrzepywało worki i zabierało je do domów, by trzymać w nich potem ziemniaki, kapustę, czy cokolwiek. Gdy więc dzisiaj młody tata zabierze dzieci na spacer, radzę omijać malownicze miejsca wokół stawu zwanego „Meksykiem”, a już na pewno nie pozwalać dzieciom brać do ręki ziemi stamtąd. Po deszczu owszem, ale gdy sucho, gdy się pyli – lepiej nie.
Reasumując: ze śmieciami w Markach nie jest źle, i nie ma w zasadzie problemu – kto chce się ich zgodnie z przepisami pozbyć – da radę. Problemem Marek (nieznanym w mieście takim jak Pszczyna) jest lokalizacja: nasze Miasto graniczy z wieloma innymi miastami, czy miasteczkami. Gdy ktoś niekiedy trafia na śmieci w lesie, może się okazać, że „należą” one już do Nieporętu czy Zielonki. Jeszcze coś: niektórzy mieszkańcy poszczególnych miast znajdują wielką przyjemność w wyrzucaniu śmieci do lasu i nigdy jej sobie nie odmówią. Zwłaszcza gdy podrzucą je do sąsiedniego miasteczka, czy gminy. Poczucie, że sąsiadowi narobiło się pod chałupą, czy na wycieraczkę, to dla pewnego typu jednostek taka atawistyczna przyjemność, której nie powstrzymają żadne administracyjne regulacje.
Moim zdaniem problem odbioru śmieci w mieście jest rozwiązany i właściwie nie istnieje dla ludzi, którzy stosują się do zasad. Ale zawsze będą tacy, którzy się nie dostosują. Powiem wam, że gdy pojawiły się po raz pierwszy w Mieście – rozdawane za darmo – metalowe pojemniki na śmieci, byli tacy obywatele, którzy brali je na posesję, stawiali w ładnie wyeksponowanym miejscu po czym co… Ano właśnie – byli to obywatele, którzy w życiu nie widzieli czegoś tak pięknego jak ocynkowany pojemnik, czyścili go, okrywali przed deszczem, a śmieci… Śmieci wywozili do lasu. Gdy zapytałem jednego dlaczego pali pod domem śmieci, skoro ma dwa nowe pojemniki, odpowiedział, że nie będzie ich brudził, bo gdy rodzina spod Myszyńca przyjedzie, nie może przecież zobaczyć, że on w czymś takim trzyma śmieci.
Co do kamer w lesie. Są takie rozwiązania, ale na boga, chcielibyście spacerując po lesie, gdy zechce się wam siusiu, albo gdy wybierzecie się na spacer z chłopcem, czy dziewczyną kochanką czy kochankiem, mieć świadomość, że to co robicie z jakiejś dziupli może być obserwowane prze ileś osób?! Opanujcie się nieco i pamiętajcie, że każdego może spotkać taka sytuacja. Naprawdę lepiej żeby ktoś wywalił do lasu kilka worków czegoś, niż by spacerujący radny, przewodniczący rady, a nawet sam burmistrz, zostali podglądnięci w trakcie podobnej sytuacji, która przecież i im może się przytrafić, no i nam – szeregowym obywatelom.
Z. Domolewski