Znacie takie potoczne powiedzenie „brać się za coś jak pies za jeża”. Tak było z tym wpisem, za który zabieram się od dwóch tygodni. Wybrałem się wówczas na wycieczkę w okolice Marcovii. Był chłodny, zachmurzony poranek. W czasie tej eskapady spostrzegłem reklamę nowego przedszkola. Odbiłem ze Stawowej w gruntową drogę i byłem naprawdę zaskoczony.

Zwykle mareckie przedszkola powstają w adaptowanych do tego celu budynkach/segmentach/domach* Tym razem jednak mamy do czynienia z obiektem, który od początku jest budowany z myślą o najmłodszych. Myślę, że jego inwestor (nie jest mi znana jego tożsamość) wie, co robi. „Wesoła lokomotywa”, bo taki napis zdobi fronton budynku, powstaje w miejscowości, gdzie wciąż popyt do przedszkoli jest większy niż podaż miejsc. W miejscowości, w którym – użyję mądrzejszego sformułowania – saldo migracji jest dodatnie i gdzie wciąż jest dużo miejsca pod nowe inwestycje mieszkaniowe. Jeśli ktoś chce sobie poczytać o „Wesołej lokomotywie”, niech zajrzy na jej stronę internetową. Uprzedzam – w środę o 22.00 nie wszystkie odnośniki były wypełnione treścią, aczkolwiek sama strona robi pozytywne wrażenie.

Życzę powodzenia nowej inicjatywie. W takiej sytuacji biję się jednak z myślami. Czy budową przedszkoli powinni zajmować się prywatni przedsiębiorcy, czy także gmina? Nie ma na to łatwej odpowiedzi. Za młodu powiedziałbym, że piłeczka powinna być po stronie li tylko biznesu. Z biegiem lat nie wszystkie rzeczy wydają mi się tak oczywiste – zwłaszcza, że miasto i tak musi dopłacać ustawowo do prywatnych przedszkoli, w których czesne zaczyna się pewnie od 700-800 zł.

*niepotrzebne skreślić