Ot paradoks. Rodowici warszawiacy w Markach zostali słoikami. Takie treści można znaleźć na mareckim forum internetowym. Chciałoby się powiedzieć: kto słoikiem wojuje (wymyśliła warszawka), od słoika ginie (obrywają ekswarszawiacy). Ale zaraz, zaraz – czy na pewno ginie? Polecam wpis z portalu „Warszawskie słoiki” (taki już powstał i ma ponad 11 tys. fanów na FB). Oto fragment jednego z postów:
„Neon „Warszawskie Słoiki” pokazuje, że stolicy nie byłoby bez przyjezdnych. Tu każdy jest skądś. Od lat miasto przyciąga tych, którym czegoś w rodzinnych stronach brakuje. Przeprowadzają się tu, aby studiować, pracować, tworzyć, robić interesy. Po prostu żyć. Przyjezdni nie tylko korzystają z miasta. Oni je współtworzą. Stanowią o jego tożsamości. Zamiast pogardliwie nazywać ich „słoikami”, czas uznać ich wkład we współczesne życie i historię stolicy”
W Markach każdy też jest skądś i… okazuje się, że łatwo można go sklasyfikować. Symmetria opowiadała mi o swoistej kategoryzacji obywateli, opowiedzianej przez jedną z markowianek o długim stażu. Otóż najpierw są ci, którzy żyją w Markach z dziada pradziada. Drugą grupę stanowią ci, którzy mieszkają tutaj w drugim pokoleniu, a więc zdążyli już się (hmmm, to nie jest szczęśliwe słowo) zasymilować. Wreszcie trzecia grupa – ci napływowi, tacy jak ja, którzy od niedawna mieszkają.
Cóż, takie podziały niczemu nie służą. Zarówno ci o długim stażu jak i krótkim potrafili udowodnić, że łączą ich wspólne cele (m.in. pokojowa akcja na rzecz obwodnicy). Mam nadzieję, że będą kolejne okazje, by razem grać do jednej bramki (vide projekt budżet obywatelski). A słoiki? Nadają się na jesienne przetwory 🙂