Wróciwszy z urlopu (dwa tygodnie byczenia i wspierania dynamiki PKB nad polskim morzem) syn zaprosił mnie na niedzielną wyprawę rowerową. Wybór kierunku pozostawił staremu, który mało kreatywnie zaproponował wycieczkę po starych śmieciach. Jak się okazało, innym markowianom kreatywności nie brakuje.
Nasz szlak wiódł ulicą słynną już Zygmuntowską. Zapytacie – dlaczego słynną? Ano, jej mieszkańcy przez urzędnicze błędy formalnie pozostali bez wyjazdu w stronę Al. Piłsudskiego. W trakcie modernizacji Trasy Toruńskiej powstała droga techniczna, na którą nie sposób wjechać. Życie nie znosi jednak próżni. Najpierw mieszkańcy Zygmuntowskiej zaczęli korzystać z objazdu po sąsiedniej, niezabudowanej parceli, na której – o ironio – zbudowano wjazd. No ale i można komuś rozjeżdżać działkę i tłuc się po wertepach, kiedy na wprost jest kawał asfaltu. I choć wyprostowaniem sprawy zajęli się urzędnicy i politycy, mieszkańcom zabrakło cierpliwości. Co bardziej przedsiębiorczy chwycili za szpadle i zbudowali niewielki nasyp, po którym z Zygmuntowskiej już można wjechać na drogę techniczną. Widziałem to na własne oczy w niedzielne popołudnie.
Jednak i to przedsięwzięcie nie jest całkiem doskonałe. Po pierwsze, żeby z jednej ulicy dotrzeć na drugą trzeba przejechać przez…. nowiutki chodnik (że też nikt nie wymalował na nim od razu zebry 🙂 ), po drugie, trzeba zjechać z dość wysokiego krawężnika. Stąd może lepiej, by ta prowizorka trwała jak najkrócej. Czego wszystkim kierowcom serdecznie życzę.