Przystanki, jakie w Markach są, każdy jeden widzi (dla pewności dodaję obrazek sprzed paru lat). Toć nawet nie Polska B, tylko C, a może jeszcze dalsza litera alfabetu lepiej to opisze. Kontrast jest tym większy, gdy się je porówna z nowymi, niestety, zbyt małymi przystankami, które niedawno postawiła GDDKiA przy okazji prac na początku ul. Piłsudskiego. Te znacząco przybliżyły nas do standardu stołecznego. Na szczęście ktoś w ratuszu o tym pomyślał. Kupa ludzi w Markach jeździ komunikacją miejską i można coś zrobić, żeby czekali na autobus w lepszych warunkach. W ostatnim wywiadzie w Życiu Powiatu na Mazowszu pojawił się ważny passus:
– W przyszłym roku planuję zmierzyć się z problemem wiat przystankowych. Mieszkańcy zasługują na to, aby w godnych warunkach oczekiwać na autobusy. Obecny stan jest nie do zaakceptowania. Estetyczne wiaty i zatoki autobusowe na pewno odmienią wizerunek Marek – opisuje burmistrz.
Panie Jacku, trzymam kciuki. I niech Pan nie słucha tych, którzy mówią, że nie warto, bo wandale je zniszczą. Gdyby przyjąć taką filozofię, niczego, poza drogami, nie warto byłoby w tym mieście robić. Warszawa sobie z tym jakoś radzi, to i Marki też dadzą radę. A poza tym – część z nich znajduje się w zasięgu monitoringu. Ponadto przystanki mogłyby pełnić funkcję reklamową, co zawsze jakiś grosz do miejskiej kasy by przyniosło (nie mówiąc o możliwym odliczeniu VAT).