Gdzieś w internecie mignęło mi zdanie, że Warszawa na powiększeniu nie straci, bo dołączają do niej bogate gminy. To mnie skusiło do refleksji na temat zamożności gmin, której mają stać się częścią wielkiej Warszawy. Jak to zmierzyć? Bogactwem są ludzie (sprawni samorządowcy, aktywni mieszkańcy), bogactwem są rzeczy materialne (wartość nieruchomości i spółek należących do gminy), symbolem bogactwa może być wreszcie budżet (np. wielomiliardowy Warszawy). Żeby to wszystko policzyć, trzeba byłoby napisać prawdopodobnie pracę doktorską.
Na swój użytek sięgnąłem po ubiegłoroczny ranking zamożności, który co roku publikuje dwutygodnik samorządowy „Wspólnota” przygotowany przez profesora Pawła Swianiewicza, byłego doradcę prezydenta ds. samorządów, i Julitę Łukomską. Autorzy wzięli pod lupę dochody gmin, powiatów i województw i podzielili je przez liczbę mieszkańców. Tak powstał ranking, z którego wynika, że najbogatszym samorządem w naszym kraju kolejny raz jest Kleszczów (prawie 44 tys. zł per capita), czyli wieś z woj. łódzkiego. No, ale ona ma kopalnię i elektrownię na swoim terenie.
Wróćmy do stołecznego wianuszka metropolitarnego. Oczywiście – patrząc przez pryzmat wielkich liczb – najbogatsza będzie Warszawa. Ale już w przeliczeniu na jednego mieszkańca pokonuje ją… znowu wieś. To Lesznowola, której dochody wyniosły 7,2 tys. zł. Wynik Warszawy też niemały, bo sięgający 6,8 tys. zł. Zwłaszcza w porównaniu z Markami, które znajdują się w dolnej części poniższej tabeli. Jeszcze nie przekroczyliśmy 3 tys. zł na głowę, ale może w kolejnej edycji rankingu tak się stanie. Tak czy owak nadal będziemy (???) ubogimi krewnymi… Oczywiście tylko w wymiarze finansowym, bo w społecznym na pewno bylibyśmy wyżej w takim zestawieniu.