W sąsiednim mieście znajduje się uczęszczane rondo. Nic dziwnego, że zwolennicy obu kandydatów na prezydenta upatrzyli sobie miejsce na umieszczenie bannerów. Jednego dnia został pocięty pierwszy plakat. Następnego dnia – drugi. Pomyślałem – jakie to symboliczne, jak wiele nas dzieli – mówimy tym samym językiem, mieszkamy obok siebie, ale patrzymy z niechęcią/nienawiścią na innego, gdy dowiadujemy się, że głosuje na tego, kogo nie lubimy.
Piszę te słowa na kilka dni przed II turą wyborów. Akurat teraz, gdy emocje sięgają zenitu. W chwili, gdy różnice procentowe między oboma kandydatami prawdopodobnie są minimalne. W poniedziałek/wtorek ponad 9 mln mieszkańców Polski będzie triumfować, kolejne 9 mln przeżywać porażkę. Czy będziemy potrafili podać sobie dłonie? Czy będziemy potrafili usiąść do stołu i normalnie porozmawiać? Takie niewesołe konkluzje popłynęły po rozmowie z Ewą. A może do kolejnych wyborów jest jednak daleko, dlatego nie ma co na ten temat deliberować, bo czas leczy rany…
Nie uleczy. A działać już trzeba. Bo z tego, że jesteśmy podzieleni cieszą się upadli aniołowie i wielki sąsiad ze wschodu. Jak nas posklejać? Jak #PosklejaćPolskę?
Z rozrzewnieniem i pewnie do końca życia będę wracał do projektu, który w 2009 r. połączył różnych mieszkańców mojego miasta we wspólnym celu – pokojowym wskazaniu rządzącym, że i kierowcy, i mieszkańcy potrzebują obwodnicy. Udało się. W sumie w projekcie wzięło udział 11 tys. osób z wówczas 25 tysięcznego miasta. Byliśmy wtedy zjednoczeni tak mocno jak teraz podzieleni. Może więc i teraz trzeba zacząć od czegoś wspólnego na lokalnym podwórku, tak – zaraz po wyborach… Poszukać tego, co łączy? A może do tego potrzeba nam projektów ogólnopolskich – takich jak kiedyś Szlachetna Paczka? Co na ten temat sądzicie?