I znów słyszę słowa kultowego utworu Kultu – moja ulica murem podzielona. Jak to w metaforze – nie ulica, ale ojczyzna. To samo przeżywaliśmy latem – podczas wyborów prezydenckich. Z dzisiejszej perspektywy mam wrażenie, że skala napięcia była jednak trochę mniejsza. I tak sobie kopiemy (bez wartościowania i wskazywania kto winien) te okopy coraz głębiej, a zasieki gęstnieją. Najgorsze jest to, że nawet w naszych najbliższych rodzinach potrafimy sobie skoczyć do gardła albo… przestać się do siebie w ogóle odzywać. Gdzieś w Warszawie, gdzieś w Szczecinie, gdzieś w Markach.
Szukam tego, co nas może łączyć. Tak, pewnie wiecie, że jestem zakręcony na punkcie mareckich spraw i że tu szukam punktów styku. Kilka razy pokazywaliśmy – jako lokalna społeczność – że potrafimy wznieść się ponad podziały. Wtedy, gdy walczyliśmy o obwodnicę wtedy, gdy zapaliliśmy znicze wzdłuż Piłsudskiego po katastrofie smoleńskiej, wtedy, gdy walczyliśmy w internecie o place zabaw dla mareckich dzieci.
Jest okazja, by – mimo tego że pewnie stoimy po dwóch stronach barykady – możemy coś wspólnie zrobić. Od czegoś trzeba zacząć. Więc, jeśli chcecie na chwilę pomyśleć o czymś wspólnym ponad podziałami, weźcie i zerknijcie tutaj Nawet jak się Wam to wyda „od czapy”. Ale od czegoś trzeba zacząć.