I weź tu puść (prawie) dorosłą córkę do paczkomatu. Znika na 10 minut i wraca z pudłem. Myślisz – jakieś duże te pudło, nie mieści się przecież w paczkomacie. Patrzysz na córkę i widzisz jej błagalne spojrzenie. Jeszcze nie orientujesz się o co chodzi. Do chwili, kiedy słyszysz cichutkie „miau”. Ale jak to? Zamówiła kota z paczkomatu? Nic na ten temat nie wiem! Nie, nie z paczkomatu. Okazuje się, że spod bramy. Ktoś zostawił pudło z kotem. I tak „dorobiłem się” kolejnego członka rodziny. Najpierw byłem megasceptyczny, potem lody pękły i Borys jest dzisiaj pieszczochem rodziny. Nic dziwnego – dobrze ułożony, chyba nawet można powiedzieć, że wychowany (wie o co chodzi z kuwetą). No i gdy się człowiek chce zdrzemnąć po południu, kładzie się na plecach (brzuchu) i grzeje.