W ubiegłym tygodniu Irina przyszła do magazynu na ul. Dużej. Dla siebie, dziecka i męża potrzebowała podstawowych rzeczy. Trafiła na moją żonę – wolontariusza pracującego jak dziesiątki innych osób w szkole na Pustelniku. Irina wzięła ze sobą kołdry, koce, pościel, ręczniki, chemię, bieliznę, żywność, maskotki. Szukała dla córki kostium kąpielowego (na basen do szkoły), którego jednak wśród darów nie było, czy zasłon. I wtedy był to prosty odruch serca – umówiliśmy się na następny dzień, zabraliśmy mamę z córką do sportowego sklepu i sami kupiliśmy dla dziecka strój na basen oraz daliśmy im zasłony i obrusy. Kupiliśmy też warzywa, owoce, wędliny, sery (czyli produkty, których nie ma w magazynie). Irina i jej mąż bardzo prosili też o biurko dla dziecka, które dzięki ludziom dobrej woli trafiło do nich w sobotę. Czujemy, że przynajmniej przez jakiś (pewnie dłuższy) czas, pomożemy tej rodzinie.
Dlaczego o tym piszę? Bo może to jest pomysł dla wielu z nas. Gdyby jedna polska rodzina otoczyła opieką i wsparciem jedną ukraińską. Sięgając po stare, oklepane powiedzenie – na początku potrzebna będzie dla nich ryba, ale róbmy wszystko, by nauczyli się sami trzymać wędkę… W przypadku Iriny widać chęć działania. Mają wynajęte mieszkanie. Dziecko jest już zapisane do mareckiej szkoły. Mąż pójdzie na naukę języka. Ale wielu rzeczy nie znają, wielu rzeczy muszą się nauczyć, wiele rzeczy zorganizować. Również tych najprostszych – z topografii aglomeracji warszawskiej czy z wiedzy, jak trafić do lekarza. Ale – koniec końców – im szybciej znajdą pracę, tym lepiej odnajdą się w polskich warunkach.
Modlę się – jak wielu innych, by wojna szybko się zakończyła. Być może jednak potrwa znacznie dłużej. Być może część osób z Ukrainy nie będzie miała, gdzie wrócić. Na pewno cześć zostanie z nami. Na pewno czekają nas tutaj, w Polsce, trudne chwile. W świecie mediów społecznościowych łatwo jest wywołać niechęć do jakiejś grupy, zwłaszcza jeśli zabierają się za to profesjonalne grupy zza wschodniej granicy lub szkodliwi idioci znad Wisły. Im więcej wysiłku włożymy teraz, w pomaganie uchodźcom (nie wiemy – jak długo), tym szybciej ułatwimy tym ludziom aklimatyzację w przyjaznym kraju, tym szybciej wyeliminujemy ryzyko konfliktów. A zyskamy osoby, które będą wdzięczne, że znalazły tu bezpieczny dach na głową.