Był warsztat, będzie…

Polecane

Z całą pewnością kojarzycie serwis oponiarski przy Szpitalnej. Jadąc z Warszawy w kierunku Marek mijacie go po prawej stronie. Jego cechą charakterystyczną był stojący szkielet śmigłowca. W ostatnich dniach tereny warsztatu były opróżniane. W środku – też coś się zaczęło dziać. Podpowiedzi może udzielić ogólnodostępna wyszukiwarka pozwoleń na budowę.

Po wybraniu na mapie gruntu pojawiają się dwa wnioski, już zaakceptowane przez starostwo powiatowe w Wołominie. Pierwszy dotyczy rozbiórki dwóch obiektów warsztatu. Drugi jest ciekawszy. Dotyczy bowiem „budowy handlowo-usługowego budynku z garażem”. Złożyła go firma Aldi sp. z o. o. Jeśli więc prawidłowo wnioskuję i nie ma jakiejś zbieżności w nazwach firm, przy Szpitalnej powstanie kolejny market tej niemieckiej firmy.

Tu dygresja – dość regularnie jeżdżę na Dolny Śląsk do miasta, w którym sklep Aldi jest od wielu lat, dlatego łatwiej jest mi uchwycić pewną perspektywę. Na początku wyglądało to dość marnie, prawdopodobnie przez dość wąski asortyment. Ludzi też było niewielu. Ale z biegiem czasu ma półkach zaczęło się pojawiać więcej towarów. To zadziałało jak magnes, bo parking przy sklepie zaczął się regularnie zapełniać.

W naszym powiecie Aldi uruchomił markety w Kobyłce, Radzyminie i Wołominie. Kto wie… może czwarty będzie w Markach. W portalu „Wiadomości Handlowe” znalazłem informację, że w perspektywie pięciu lat Aldi chce mieć nad Wisłą 500-600 placówek. Jeszcze sporo ma do zrobienia – obecnie jego sieć liczy około 260 sklepów.

Marecka lokalizacja byłaby niezła – aczkolwiek z uwagi na położenie (skomunikowanie z Piłsudskiego wyłącznie w kierunku północnym) raczej byłby to sklep dla lokalsów lub tych, co wracają z Warszawy. Może naiwnie, ale władzom sieci sugerowałbym partycypację w przyszłej przebudowie tego odcinka Alei Piłsudskiego. Na skomunikowaniu wyjazdu/zjazdu w obie strony alei zyskaliby i mieszkańcy, i koncern. 

Takie (chrupiące) rzeczy w Markach

Mieszkam w Markach od ponad 15 lat i ciągle się tego miasta uczę. To, o czym chcę dziś Wam napisać, jest dla mnie ewenementem. Nigdzie w Polsce się z tym nie spotkałem (choć nie podróżuję przesadnie często). Gdy zapytałem o TO koleżankę, która mieszka w Markach niemal od urodzenia, ze zdziwieniem zapytała: to ty o tym nie wiesz? Gdy zapytałem sąsiadkę, która mieszka mniej więcej tyle samo co ja, też o TYM nie wiedziała. Ba, była totalnie zaskoczona, że takie rzeczy dzieją się w Markach. Takie smaczne i chrupiące.

Ale do rzeczy. Czy wiecie, że jest w samym centrum miasta piekarnia, która otwiera się po raz drugi w ciągu doby o godz. 21.00, żeby przez godzinę sprzedawać świeżo wypieczone pieczywo? Nie takie z popularnych sieci, które odgrzewają mrożony chleb i bułki. Takie prosto z pieca, które pachnie i powoduje, że chce się chwycić za nóż, kroić, posmarować kromkę masłem i jeść wieczorem (tak, wiem, że to niezdrowe).

Gdy się o tym dowiedzieliśmy, pojechaliśmy przed 21.00 na miejsce. Zaparkowaliśmy przy Skwerze Pamięci Narodowej i byliśmy zdziwieni. Choć sklep był jeszcze zamknięty, już przed nim stała kolejka (zapewne stałych bywalców). Z wnętrza zakładu rozchodził się natomiast zapach pieczenia, który działał niczym magnes.

Pierwsza wizyta była na tyle udana, że od czasu do czasu zaczęliśmy ją powtarzać. Kiedyś moja żona nie wytrzymała i zapytała sprzedawczynię, skąd taki obyczaj. Otóż przed laty do piekarni wieczorem pukali ludzie, którym zabrakło pieczywa. Powtarzało się to na tyle często, że jej właściciele postanowili ją otwierać wieczorem na mniej więcej godzinę. A jest już wieloletnia tradycja, o której część naszych mieszkańców (zwłaszcza nowych) nie ma zielonego pojęcia. Jeśli więc kiedyś spadnie na Was wieczorem ochota na kawałek ciepłego pieczywa, nie jesteście skazani na popularne sieci handlowe.

Taka wycieczka ma jeszcze jeden aspekt. Możecie wesprzeć lokalny biznes, który – jeszcze bardziej niż my wszyscy – boryka się z wysokimi cenami nośników energii.

Artykuł pochodzi z wrześniowego wydania Ekspresu Mareckiego

„Setka na Szpitalnej” w pytaniach i odpowiedziach

Tagi

, ,

Nie chodzi o szybką jazdę, nie chodzi o procenty, chodzi o… Twoje bezpieczeństwo. Autorzy projektu do Mareckiego Budżetu Obywatelskiego opowiadają o pomyśle, który wspólnie z Tobą chcą zrealizować

Co chcemy osiągnąć?

Naszym celem jest wybudowanie ponad 100-metrowego odcinka chodnika w ulicy Szpitalnej. Brakuje go na odcinku między końcem osiedla Szpitalna 12 a początkiem obwodnicy Marek. To trochę jak z puzzlami – potrzebujemy jednego elementu, żeby dopełnić obrazek. Dzięki niemu poprawimy bezpieczeństwo ruchu drogowego w tym rejonie. Pamiętajmy, ze Szpitalna jest ruchliwą ulicą. To tak naprawdę pierwszy zjazd w prawo z Alei Piłsudskiego. Mamy tu gęstą zabudowę, przedszkole, żłobek, wielu pieszych i kierowców.

Jak chcemy osiągnąć ten cel?

Zgłosiliśmy projekt budowy chodnika do Mareckiego Budżetu Obywatelskiego. Został on zaakceptowany i we wrześniu zostanie poddany pod głosowanie. Jeśli uda nam się go przeforsować, zostanie wpisany do budżetu na przyszły rok i zrealizowany prawdopodobnie w drugiej połowie 2023 r. Perspektywa jest więc nieodległa.

Jakie mamy szanse?

Wszystko w naszych rękach. Powinniśmy zebrać kilkaset głosów – tyle powinno wystarczyć, by przeforsować nasz projekt. W ubiegłej edycji Mareckiego Budżetu Obywatelskiego wystarczyło około 350 głosów. Uważamy, że to jest absolutnie w zasięgu mieszkańców z tego rejonu. Liczymy, że jeśli spodoba się Wam nasz pomysł, będziecie ambasadorami i promotorami budowy chodnika. Nie ma nic lepszego niż szeptana promocja! Dawajcie znać sąsiadom!

Kiedy odbędzie się głosowanie i jak można oddać głos?

We wrześniu, a dokładnie od 7 do 21 września. Do tego czasu będziemy starali się promować nasz projekt. Głos będziesz mógł(a) oddać bez wychodzenia z domu – za pomocą internetu – na stronie zdecyduj.marki.pl Będzie też można oddać głos w tradycyjny, papierowy sposób. Najbliżej nas – w Centrum Aktywności Fabryczna 3 lub w Mareckim Ośrodku Kultury. Uwaga! Głosować mogą też Wasze niepełnoletnie dzieci. Namówcie ich do tej formy aktywności obywatelskiej.

Czy projekt zakłada budowę chodnika pod samą obwodnicą, w stronę Ząbek?

Nie. Tym terenem zarządza Generalna Dyrekcja Dróg Krajowych i Autostrad. Ale nasz odcinek chodnika, wraz z już wybudowanymi chodnikami i ścieżkami rowerowymi przez GDDKiA, zapewni sensowną, pieszą relację na odcinkach: Kosynierów – Szpitalna oraz Szpitalna – Ząbkowska.

Jak duża jest konkurencja i o ile pieniędzy walczymy?

Pod głosowanie zostanie poddanych 12 projektów twardych. Czyli całkiem sporo. Do podziału jest 650 tys. zł. Może się okazać, ze wygra kilka mniej kosztownych projektów (takich jak nasz) lub jeden-dwa droższe.

Gdzie szukać informacji na ten „Setki na Szpitalnej”?
Powstała specjalna strona na facebooku o właśnie takiej nazwie. Gościnnych łamów udzielił też autor strony jestemzmarek.pl Więcej na temat Mareckiego Budżetu Obywatelskiego można znaleźć na stronie zdecyduj.marki.pl

Potrzeba matką… wniosku do budżetu obywatelskiego

Tagi

, ,

Wszystko zaczęło się od wiosennego spaceru z żoną i z synem. Wędrowaliśmy ulicą Szpitalną w pobliżu obwodnicy. „Tato, czemu tu nie ma chodnika?” – zapytał syn – „Przez niemal całą Szpitalną mamy chodnik. Pod obwodnicą też mamy chodnik i do tego drogę rowerową. Bez chodnika został tylko ten odcinek przy opuszczonym domu i hostelu” – dodał. Tu króciutka dygresja – w czasie roku szkolnego dzieci dość często wracały do domu idąc Szpitalną od przystanku przy Piłsudskiego (tam, gdzie znajduje się serwis samochodowy).

Lokalizacja brakującego odcinka

W czasie onego spaceru rzuciliśmy z żoną hasło – „Synu,  to pisz wniosek do budżetu obywatelskiego. Takich osób, jak Ty, którzy tędy wędrują, jest na pewno więcej”. I tak – parafrazując przysłowie – potrzeba stała się matką… wniosku do budżetu obywatelskiego.

Po rodzinnej, czteroosobowej dyskusji powstał projekt pod hmmm lekko prowokacyjną nazwą „Setka na Szpitalnej”. Oczywiście nie chodzi o to, by pędzić autem jak wariat (bezpieczeństwo ruchu drogowego!), oczywiście nie chodzi o to, by spożywać pod chmurką trunki wysokoprocentowe, oczywiście chodzi o to, by przyciągnąć uwagę, zdobyć we wrześniowym głosowaniu dużo głosów i… wybudować brakujące sto metrów (z niewielkim haczykiem) chodnika właśnie na Szpitalnej.

Miejsce, gdzie brakuje chodnika

Autorzy projektu nie mogli być pewni jednego – czy przejdzie przez weryfikacyjne sito zespołu ds. budżetu obywatelskiego oraz merytorycznych komórek mareckiego ratusza. W zeszłym roku mój wniosek na sfrezowanie Ząbkowskiej i ułożenie nowego asfaltu został odrzucony z powodów własnościowych. Tym razem się udało. Niedawno żona otrzymała takiego e-maila:   

Państwa wniosek/wnioski spełnił/spełniły wszystkie wymogi formalne i z pozytywną oceną Zespołu ds. MBO trafił do oceny merytorycznej do stosownego wydziału urzędu miasta Marki. Po wnikliwej analizie wydział merytoryczny wydał pozytywną opinię do Państwa wniosku/wniosków. Z przyjemnością informujemy, że na podstawie § 6, ust 4 regulaminu MBO Zespół ds. MBO podjął decyzję o dopuszczeniu zgłoszonego przez Państwa zadania/zadań do głosowania.

A zatem – do dzieła!

W tym miejscu gorące podziękowania dla wszystkich osób, które dały poparcie lub pomogły zbierać podpisy pod wnioskiem. Zrobiliśmy wspólnie pierwszy duży krok. Czy uda się we wrześniu zrobić ten drugi? Nie wiemy, jaka będzie konkurencja. Na pewno pojawią się inne ciekawe projekty. Ale poprosimy mieszkańców Marek, by rozważyli poparcie „Setki na Szpitalnej”. Wszak w kilku badaniach wyszło na to, że najbardziej w mieście brakuje dróg i chodników. Głosowanie we wrześniu (od 7 IX do 21 IX). Może wśród Was znajdą się inni ambasadorzy tego przedsięwzięcia?

Jeszcze po gruncie, za rok – może po chodniku…

Rowerem przez Piłsudskiego

Prawie 50 dych na karku, a tu syn wyciąga ojca na coraz dłuższe przejażdżki rowerowe. Takie, po których znikamy z mareckiego radaru na kilka godzin. Kierunek – Warszawa. Jadąc wzdłuż Radzymińskiej, widzę, jaka niesamowita jest frekwencja na drogach rowerowych lub technicznych. Nie wiem, czy sprawia to piękna pogoda, nie wiem, czy swoje robią ceny benzyny, nie wiem, czy chodzi o relaks lub trening. Wiem, że dwa kółka do potęgi „entej” kręcą się aż miło. Starsi i młodsi, rodzice i dzieci, na nowych rowerach i na takich, które pamiętają poprzednie stulecie – serce rośnie!

Chciałbym też taki widok zobaczyć na Piłsudskiego. Zalążek już mamy. Od granicy z Ząbkami do węzła S8 po obu stronach są już drogi rowerowe, które łączą nas z tymi, wybudowanymi przez GDDKiA wzdłuż obwodnicy (od niedawna jest też nowe oświetlenie pomiędzy obiema jezdniami). Zapytacie – „OK, ale co z resztą”? Reszta jest w projektowaniu. W sierpniu 2020 r. miasto rozstrzygnęło przetarg na wykonanie dokumentacji dla niemal całej Alei Piłsudskiego. Postępowanie wygrała firma Mosty Warszawa. To nie tylko projektowanie dróg rowerowych. To także takie zaplanowanie przekształcenia Alei Piłsudskiego, by z drogi tranzytowej stała się miejską ulicą (tu dodam informację dla kierowców – z dwoma pasami w każdą stronę). A więc z otwarciem bocznych ulic, modernizacją chodników i oświetlenia, budową dróg rowerowych, uzupełnieniem brakujących odcinków sieci wodnokanalizacyjnej.

Próbkę tego jak będzie wyglądała nowa Aleja Piłsudskiego powinniśmy zobaczyć w perspektywie kilku miesięcy. W ramach kontraktu Mosty Warszawa zajmą się przebudową fragmentu północnej części arterii – od ulicy Legionowej do granicy z Radzyminem. Jestem pewien, że kontrast między nową częścią i starą będzie gigantyczny. Przede wszystkim jednak wszyscy uczestnicy ruchu drogowego – piesi, rowerzyści i kierowcy – będą bezpieczniejsi.

Marzy mi się, aby w kolejnych latach udawało się znów „po kawałku” robić kolejne odcinki Piłsudskiego. W obecnej sytuacji samorządów nadzieją są dofinansowania zewnętrzne. Te najbliższe zmiany na Strudze częściowo sfinansuje Unia Europejska w ramach Zintegrowanych Inwestycji Terytorialnych.  Unio, rządzie, marszałku Mazowsza – dosyp grosza! Wtedy zdanie użyte w tytule w pełni stanie się rzeczywistością… Czego Państwu, Synowi i sobie życzę…

Cudowny obrazek z Nocnego Marka

W wpisach na stronie miasta oraz na ulotkach wrzucanych do skrzynek – oprócz informacji o utrudnieniach drogowych – znalazła się zachęta dla mieszkańców, by kibicować biegaczom. I takich niesamowitych kibiców spotkałem na rogu Ceglanej i Księżycowej. W to miejsce przyszła bodaj sześcioosobowa rodzina, przygotowana na medal, do której dołączyli kolejni spacerowicze/rowerzyści.

Po pierwsze, miała ze sobą transparent z napisem „Dopóki walczysz, jesteś zwycięzcą”. Po drugie, przyniosła na miejsce przenośne nagłośnienie (wraz z mikrofonem), włączając biegaczom znane, rytmiczne przeboje. Po trzecie, chyba najważniejsze, wszyscy klaskali, dopingowali, słowem – byli głośni w dobrym znaczeniu tego słowa.

Warto było oglądać reakcje biegaczy. Uśmiech – murowany. Ba, część z nich machała, a jeden z uczestników koniecznie chciał wszystkim przybić piątki. Mam nadzieję, że za rok ich też spotkam – tym razem już jako biegacz.

Ps. Powinienem też napisać o małej dziewczynce z pomponami, którymi równą godzinę wymachiwała biegaczom. I kierowcach, którzy – z jednym niechlubnym wyjątkiem – zachowali się przyzwoicie i rozumieli, że w czasie biegu nie należy jechać pod prąd.

Warto być upartym

Tagi

, , ,

Kropla drąży skałę nie siłą, lecz częstym padaniem. To łacińskie powiedzenie idealnie oddaje (prawie) zakończoną happy endem walkę o ekrany akustyczne wzdłuż obwodnicy.

To był wrzesień 2013 r. Cieszyliśmy się, że obwodnica Marek zostanie wybudowana – taka zapowiedź padła w sejmowym expose. Wybraliśmy się na spotkanie z inwestorem – Generalną Dyrekcją Dróg Krajowych i Autostrad. To potężna państwowa instytucja, która zarządza i buduje ekspresówki i autostrady. Jako mieszkaniec ulicy Ząbkowskiej byłem ciekaw kluczowego dla nas tematu – ochrony przed hałasem. Wszak obwodnica miała przebiegać przez tereny, które od wielu lat były zabudowane. I tu spotkała nas niemiła niespodzianka – okazało się, że ekranów jest mało i że są niskie. Już wtedy założyliśmy, że będzie głośno, o czym przekonaliśmy się po otwarciu obwodnicy.

Ale zanim do otwarcia obwodnicy doszło, zaczęliśmy robić pozytywne zamieszanie wokół tego problemu. Nie było łatwo, bo opinia publiczna była przeciwna ekranom (pretekstem była trasa Warszawa-Łódź, gdzie ekranów rzeczywiście mogło być za dużo). Ale działaliśmy. Zbieraliśmy podpisy pod petycją do wojewody, robiliśmy spotkania z GDDKiA, wysyłaliśmy pisma do „różnych świętych”. Gdyby nas wówczas posłuchano, uniknięto by dzisiejszych kosztów związanych z dobudowaniem ekranów. Stale jednak słyszeliśmy jeden przekaz: zrobimy badania po oddaniu trasy, jeśli zostaną przekroczone normy hałasu, dobudujemy ekrany.

Uczciwie trzeba przyznać z ręką na sercu: GDDKiA zrobiła naprawdę szerokie badania. Przekroczenia norm hałasu wyszły w wielu miejscach. GDDKiA wyłoniła wykonawcę robót, które na naszych oczach są wreszcie realizowane. Wreszcie, bo od spotkania w mareckim ratuszu w 2013 r. minęło ponad 8 lat. Warto być upartym i nie składać broni. Na naszych oczach ekrany są dobudowywane i podwyższane. Mamy nadzieję, że istotną ulgę odczują mieszkańcy osiedli Pałacowa, Szpitalna, Kosynierów. Że ciszej będzie przy Wiejskiej, Ząbkowskiej, Pomorskiej, Warmińskiej, Curie-Skłodowskiej.

Martwimy się wciąż o rejon ulicy Szkolnej. Tam nadal pozostanie dziura w ekranach. Nie wiemy, czy inwestor zamierza je uzupełnić podczas budowy wlotu do Wschodniej Obwodnicy Warszawy (to właśnie ta lokalizacja). Byłoby to dość racjonalne działanie – biorąc pod uwagę doświadczenia z trasą Marki-Radzymin. Wolelibyśmy nie poświęcać kolejnej dekady na walkę o zmniejszenie hałasu…

Artykuł pochodzi z kwietniowego wydania Ekspresu Mareckiego

Na szczęście… nie wyszło

Kiedy coś się nie udaje, nie jesteśmy zadowoleni. Ale po roku może okazać się, że… w sumie będzie lepiej niż w pierwotnie zakładaliśmy.

Rok temu złożyłem do budżetu obywatelskiego wniosek o sfrezowanie i ułożenie nowej nawierzchni asfaltowej w ulicy Ząbkowskiej. Sąsiedzi, którzy podpisali się pod wnioskiem, pytali: a dlaczego nie remont z chodnikiem. W sumie racja. Tu jednak chodziło o koszty. Trzeba było coś wybrać, żeby zmieścić się w limicie wyznaczonym przez Marecki Budżet Obywatelski (MBO) – albo jezdnia, albo chodnik. A ja – będąc kierowcą – wybrałem nowy asfalt na Ząbkowskiej.

Wniosek nie został jednak dopuszczony pod głosowanie. Na przeszkodzie stanęły kwestie własnościowe. Inwestycje z MBO można realizować tam, gdzie jest miasto ma pełną własność gruntu. Widocznie w Ząbkowskiej tak nie było. Oczywiście nie wiem, czy – gdyby dopuszczono wniosek – przeszedłby on w ubiegłorocznym wrześniowym głosowaniu. Pewnie jakieś widoki by na to były, biorąc pod uwagę, że w badaniach mieszkańcy Marek przede wszystkim wskazują na problemy związanie z budową lub modernizacją infrastruktury, a Ząbkowska jest uczęszczaną arterią. Tak czy owak niedosyt, po odrzuceniu wniosku do MBO, pozostał.

Ale nie ma tego „złego”, co by na dobre nie wyszło. Niedawno okazało się, że Ząbkowska będzie jednak remontowana. I to w szerszym zakresie niż we wniosku do MBO (oprócz nowej jezdni – chodniki i oświetlenie). Miejski wniosek został zakwalifikowany do rządowego dofinansowania, które „na dziś” pokrywałoby ponad 90 proc. kosztów budowlanych.

Niedawno sąsiadka, którą spotkaliśmy na spacerze, zapytała, kiedy ruszą roboty. Intuicja mi podpowiada: cierpliwości. Najpierw przetarg, potem projekt, wykrystalizowanie spraw własnościowych (pewnie ZRID) i wreszcie roboty budowlane. Zakładam, biorąc pod uwagę wszystkie procedury, że robotników na Ząbkowskiej zobaczymy w 2024 r.  Wytrzymam 🙂

Ps. Kolejny wniosek do MBO przygotowali moi najbliżsi. Ciekaw jestem, czy przejdzie przez sito i zostanie poddany pod głosowanie. Dlatego nic nie napiszę więcej, żeby nie zapeszyć.

Mała rzecz (naprawiona) i jak cieszy!

Tagi

, ,

Czasami drobne rzeczy potrafią skomplikować codzienne życie. Weźmy pilot od auta. Generalnie dość solidna konstrukcja. Ale z czasem okazuje się, że ma swoje wady. Na przykład łączenie metalu z plastikiem, które warunkuje zachowanie pilota w pęku z kluczami. Łączenie poszło w drobiazgi, w związku z czym właściciel pilota musiał odrębnie nosić kluczyki, odrębnie pilota. Dość wkurzająca sytuacja, prawda? Na dodatek grożąca zgubieniem tego małego, acz ważnego urządzenia….

Pierwsza myśl – trzeba wymienić obudowę. Poszukiwania w internecie i jest. Tylko ta kwota. Malutkie plastikowe pudełeczko (z metalową rurką) kosztuje z przesyłką ponad 70 dych. Fakt – w tych czasach żadnym cenom w handlu (także internetowym) nie należy się dziwić. Mimo tego nie zamówiłem…

Potem się okazało, że dobrze zrobiłem. Znajomy, gdy zobaczył rozwalonego pilota, podsunął trop i rozwiązanie.

– Nie kupuj, napraw!

– Ale gdzie?

– No jak to gdzie? W Markach!

I rzeczywiście, naprawy się podjął pan Łukasz, który prowadzi zakład przy Orzeszkowej. Generalnie zajmuje się naprawą dużych plastików – takich jak uszkodzone części samochodowej karoserii. Jestem jednak wdzięczny, że zechciał się pochylić nad tym drobiazgiem i… zrobił to. Ba, zrobił to tak, że w pilocie nie ma już żadnych metalowych części, a całość jest zrobiona w plastiku. Dodajmy – bardzo solidnie i taniej. Wygląda na to, że będzie dłuuuugo służyć.

Dlaczego o tym pisze? Zanim coś kupimy, zanim zlecimy jakąś naprawę, rozejrzyjmy się po okolicy. Może akurat będzie to ktoś z Marek? A tak przy okazji – zgodnie z filozofią „zerowaste” – pilot dostał drugie życie…

Drugie życie pilota

Jak strój kąpielowy dla dziecka połączył dwie rodziny

W ubiegłym tygodniu Irina przyszła do magazynu na ul. Dużej. Dla siebie, dziecka i męża potrzebowała podstawowych rzeczy. Trafiła na moją żonę – wolontariusza pracującego jak dziesiątki innych osób w szkole na Pustelniku. Irina wzięła ze sobą kołdry, koce, pościel, ręczniki, chemię, bieliznę, żywność, maskotki. Szukała dla córki kostium kąpielowego (na basen do szkoły), którego jednak wśród darów nie było, czy zasłon. I wtedy był to prosty odruch serca – umówiliśmy się na następny dzień, zabraliśmy mamę z córką do sportowego sklepu i sami kupiliśmy dla dziecka strój na basen oraz daliśmy im zasłony i obrusy. Kupiliśmy też warzywa, owoce, wędliny, sery (czyli produkty, których nie ma w magazynie). Irina i jej mąż bardzo prosili też o biurko dla dziecka, które dzięki ludziom dobrej woli trafiło do nich w sobotę. Czujemy, że przynajmniej przez jakiś (pewnie dłuższy) czas, pomożemy tej rodzinie.

Dlaczego o tym piszę? Bo może to jest pomysł dla wielu z nas. Gdyby jedna polska rodzina otoczyła opieką i wsparciem jedną ukraińską. Sięgając po stare, oklepane powiedzenie – na początku potrzebna będzie dla nich ryba, ale róbmy wszystko, by nauczyli się sami trzymać wędkę… W przypadku Iriny widać chęć działania. Mają wynajęte mieszkanie. Dziecko jest już zapisane do mareckiej szkoły. Mąż pójdzie na naukę języka. Ale wielu rzeczy nie znają, wielu rzeczy muszą się nauczyć, wiele rzeczy zorganizować. Również tych najprostszych – z topografii aglomeracji warszawskiej czy z wiedzy, jak trafić do lekarza. Ale – koniec końców – im szybciej znajdą pracę, tym lepiej odnajdą się w polskich warunkach.

Modlę się – jak wielu innych, by wojna szybko się zakończyła. Być może jednak potrwa znacznie dłużej. Być może część osób z Ukrainy nie będzie miała, gdzie wrócić. Na pewno cześć zostanie z nami. Na pewno czekają nas tutaj, w Polsce, trudne chwile. W świecie mediów społecznościowych łatwo jest wywołać niechęć do jakiejś grupy, zwłaszcza jeśli zabierają się za to profesjonalne grupy zza wschodniej granicy lub szkodliwi idioci znad Wisły. Im więcej wysiłku włożymy teraz, w pomaganie uchodźcom (nie wiemy – jak długo), tym szybciej ułatwimy tym ludziom aklimatyzację w przyjaznym kraju, tym szybciej wyeliminujemy ryzyko konfliktów. A zyskamy osoby, które będą wdzięczne, że znalazły tu bezpieczny dach na głową.