Gdy wróciłem z pracy, zobaczyłem na stole niespodziankę. Pachniała hmmm obiecująco. Na tyle obiecująco, że postanowiłem się złamać (który to już raz…) i mimo diety skosztować fragmencik pysznego drożdżowca, upieczonego przez płeć piękną. Jeden kawałek, drugi kawałek, potem jeszcze trzeci – najlepiej z margaryną hmmm palce lizać. W takich chwilach choć przez moment mężczyzna przestaje myśleć o kaloriach. Niestety, po takiej rozpuście przychodzi refleksja, że potem trzeba będzie gdzieś zgubić zgubne efekty łakomstwa. Najlepiej w biegu albo grając w piłkę. Najlepiej na Orliku…
Co ma drożdżowiec do Orlika…
31 Poniedziałek Maj 2010
Posted Edukacja, Inwestycje, Orlik w Markach, Życie codzienne
in